To prawda, że się nie pierdolimy i tak jak nie lubimy górników, taksówkarzy, sympatyków pisu, wojujących gejów, feministek, metali, ekologów i wielu wielu innych, tak o tym piszemy. W sumie to my nikogo nie lubimy. Szczególnie jeśli są popierdoleni i dośpiewują sobie do tego filozofię. Dotychczas odpuszczaliśmy hipsterom w myśl zasady „lężącego się nie kopie”. Ale najwyższa pora, marka się przebrała, poza tym ktoś z was mógłby popełnić podobny błąd.
Kim jest hipster? To smutne zjawisko, które obejmuje młodzież licealną i na studiach, co jest niepokojące bo przeważnie subkultury zaczynają się na etapie gimnazjum, a najpóźniej w połowie liceum dzieci z tego wyrastają, chyba, że mają jakieś liczne emocjonalne problemy (patrz Liroy, bo nawet Nergal ostatnio zredefiniował sobie słowo obciach). Hipsterzy pojawili się mniej więcej rok temu, ponieważ równocześnie z końcem kryzysu gospodarczego skończyła się koniunktura na emo (choć podobno w Grecji ruch ten powoli się odradza).
W internecie powstało jakieś 2,5 miliona notek jadących po hipsterach, jednak w większości pisali je brudasy pałujące się do Ozzy’ego, który udaje, że nie zna Justina Biebera albo hiphopowcy, którzy pewnie właśnie kończą pisać na dole cały elaborat bluzgów, bo kręcimy sobie bękę z Liroya, ostatecznie studenci socjologii, którzy jeśli nie wybiją się na jechaniu po hipsterach albo nieumieniu robienia sobie budyniu, to mają w życiu przejebane. Dziś macie okazję poznać na ten niezwykle oryginalny i pasjonujący temat opinię baronów zajebistości, panów polotu, zuckerbergów polskiego internetu, hipsterów marazmu.
Wyróżniamy dwa typy hipsterów. Hipsterów bogatych, którzy srają kasą na lewo i prawo, ale w ich malutkich słownikach nie mieści się słowo „nieskończony zapas cherry coke” i „willa z basenem napełnianym cherry coke” dlatego silą się na oryginalność oraz hipsterów biednych, których na nic nie stać, ale dzięki ubraniom z darów dla powodzian i znajdowanym na śmietnikach mogą upodobnić się do swoich bogatych pobratymców, w sumie nie można ich teraz odróżnić, więc jeśli jesteś laską polującą na alimenty od jakiegoś bogatego hipstera to mamy nadzieję, że nie czytasz tej notki dziwko! W ten oryginalny – słowo klucz dzisiaj – sposób zaciera się różnica klasowa. Dziwnym nie jest, że prowadzi to do potwierdzenia naszej teorii jakoby hipsterstwo było nowoczesną formą komunizmu. W wolnych chwilach piszemy książkę o tym fenomenie.
W telegraficznym jakżyciowym skrócie hipsterzy są pierdolonymi pojebami, z którymi nie chcemy mieć nic wspólnego, ale ponieważ sami sobie płacimy nawzajem od ilości znaków w notce, temat rozwiniemy nieco dogłębniej. Podstawą filozofii przeciętnego hipstera jest oryginalność. Dlatego niemal każdy z nich ma iPhone’a, chyba, że go nie stać to wtedy to są tacy prawdziwi hipsterzy, bo wtedy wszyscy mają Nokię. Istotą tej specyficznej subkultury jest fakt, że choć ich domeną jest oryginalność wszyscy kurwa wyglądają dokładnie tak samo. Jak na ulicy widzimy naszych (byłych) znajomych hipsterów to o ich nie możemy rozpoznać, rzucamy im piątaka do kubeczka ze starbucksa i dodajemy „zrób coś ze swoim życiem”.
Nie będziemy kreowali się od specjalistów od wizerunku, zwłaszcza, że na co dzień chodzimy w garniturach, może poza wieczorami wyrywania licealistek, kiedy ładujemy się w ciuchy z croppa (a ponieważ dobrze nam się z nimi żyje mamy zapas na następnych 30 licealistek), ale to jebane hipsterstwo zawsze zakłada za małe spodnie, za duże marynarki, przydługi szal i jakby tego było mało jakiś kretyński kurwa kapelusik. To nie jest moda, to jest wyglądanie jak ostatni przyjeb, Ewa Minge na widok hipstera zeszła na zawał (nie żebyśmy płakali) a Hugo Boss zapłakał nad losami Hitlera. I jeszcze najlepiej do tego wieeeeelka torba niezależnie od tego co ci dynda lub nie między nogami, a wszystko to obowiązkowo w kratę, jaką do tej pory targali ze sobą do lasu śmierdzący paprykarzem informatycy na przyogniskową balangę miesiąca. I wełniana czapka. Nawet w lipcu. I wielkie raybany na pół twarzy, chyba że masz wadę wzroku, to wtedy soczewki. Nie no – temat rzeka.
Muzyka pełni w życiu hipsterów absolutnie kluczową rolę. Te małe mendy słuchają indie, indie rocka, ale przede wszystkim elektro. W dupie mają jednak tradycyjne elektro, a The Bloody Beetroots się w grobie przewracają, oni słuchają DUBSTEPU czyli takiego podgatunku elektro, które do niedawna słuchało dwadzieścia osób, tempo i rytm jest są tam takie, że Kazik Staszewski powiedziałby „za mało stopy na odsłuchu”, a wykonawcy wyglądają tak, że Kamil Bednarek jest na ich tle swoistą twarzą kampanii przeciwko narkotykom. To nie jest elektro, my to wiemy, my słuchamy muzyki elektronicznej. Jebać to! To my jesteśmy Kalwi & Remi (tak, tak, wiemy, ale to było w liceum, potrzebowaliśmy pieniędzy, a laski i tak na to leciały). Poza tym wiemy, że dobrze nam to wychodziło, wystarczy poczytać na youtubie komentarze „Borze, jestem Ci wdzienczny, że dałeś Polsce Kalwiego i Remiego„. True story.
Im mniej znany wykonawca tym dla jebanego hipstera lepiej, najlepiej żeby to był taki, który sam o sobie nie słyszał (skoro Stevie Wonder mógł nigdy nie widzieć siebie w akcji…), a jak jeszcze napierdala łyżkami o szklanki, mieszka na ulicy i nie stać go na skrzypki to już w ogóle zajebiście. Z hipsterami nie warto gadać o muzyce, bo i tak nie zrozumiesz o co im chodzi, a jeszcze możesz usłyszeć „Haha, naprawdę lubisz Katy Perry? Mój Boże ona jest taka sztampowa!”, co nie przeszkadza im się pałować do Lady Gagi jako osoby wyjątkowej, hipsterskiej i wyzwolonej. A Katy Perry ma zajebiste cycki i kibicuje Interowi Mediolan. Czytajcie Jak Żyć częściej, dowiecie się co jest w muzyce naprawdę ważne.
Pasje hipsterów. Kurwa „fotografia”. Temat rzeka, najlepiej na osobną notkę. Ale siostra naszego zioma studiuje fotografię i czyta naszego bloga, byłoby jej przykro, poczekamy z tym tematem aż odkryje w sobie nową pasję, może teatr. Hipsterzy w ogóle lubią sztuką, nie chodzi o to, że ją rozumieją albo „dotyka ich od wewnątrz” (tak jak dotykał ich proboszcz). To są właśnie ci wszyscy ludzie, z których się szydziło już w podstawówce z umiłowaniem do gapienia się na białą ścianę jako na dzieło wielkiego artysty. Tylko wtedy to były przypadki, dziś oglądamy zjawisko masowe. Masowe i bezczelne, bo normalny dobrze wychowany człowiek nie powiedziałby ci „Paolo Coelho przechodzi ostatnio renesans swojej twórczości”.
Gdy już przeczytasz naszą notkę strategicznym błędem numer jeden jest podejście do kogoś i stwierdzenie – chuj ci w dupę, jesteś hipsterem. Żadna menda się nie przyzna, oni się tego podświadomie wstydzą. Nie wstydzą się tego, że dążą do społecznej akceptacji, że jak wielu potrzebują płynąć nurtem jednej rzeki, wstydzą się tego, że nie zauważyli chwili, kiedy z oryginalnych ludzi stali się pierdolonymi hipokrytami, którzy godzinami prawią ci kazania o wyższości tego swojego gówna nad jakimkolwiek innym.
Katecheza #994: Jeśli jesteś hipsterem i czytasz naszego bloga i polecasz go swoim znajomym bo jest taki fajny i offowy to mamy gorącą prośbę – masz tu piątaka i zrób coś ze swoim życiem.
Ps. Za ciekawe spostrzeżenia dziękujemy naszemu wiernemu czytelnikowi Jaśkowi, który niczym Tony Halik od lat bada obyczaje hipsterów.
Dodaj komentarz